WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

czwartek, 13 lutego 2020

"Mój" domek - obraz dla ukojenia

Wiele razy wspominałam tę willę na Sadybie. Sadyba jest moją rodzinną dzielnicą, tam wciąż mieszka moja Mama, na ulicy, która jest najdłuższą w Warszawie z gazowymi latarniami.
Podstawówka mieściła się przecznicę dalej. Idąc do szkoły, codziennie mijałam willę z czasów międzywojennych o charakterystycznej sylwetce (?).


Wydawała mi się tajemnicza - otoczona zaniedbanym ogrodem, ale nie na tyle, by można było powiedzieć, że nikt się nim nie zajmuje. Z ziemi wyrastały dziwne rury, niektóre zagięte na końcu, jak peryskopy podziemnych łodzi. W samym domu, kiedy było ciemno, widziałam światło w okienku na piętrze. Wysokie drzewa od frontu ocieniały dom, z boku parkan obrośnięty pnączami.
Ten budynek był tak dla mnie oczywisty, fragment dzieciństwa.



Na długie lata zapomniałam o willi. Nie interesowała mnie, nie wracałam wspomnieniami, aż nagle, po kilkudziesięciu latach, akurat wtedy, gdy zachorowałam, poczułam impuls. Z duszą na ramieniu pojechałam w moje rodzinne okolice. Nie od razu zobaczyłam TEN dom. Drzewa wokół się rozrosły, parkan zarósł zielenią. Strwożona zajrzałam przez płot - willa stała, zaniedbana, jak wcześniej, lecz nie bardziej. Prawie dwa lata temu, w lecie 2018 roku.




Od tamtego czasu niewytłumaczalny impuls kazał mi malować na obrazach "mój" domek. To było jak podpis. Malutki, w formie raczej piktogramu niż domku. Mimo wielu zdjęć, które porobiłam z krzaczorów, czując się jak paparazzi, nie uwieczniłam willi na większym formacie - a chciałam!

Nadchodził kolejny termin badań, które miały zdecydować, czy pozostanę przy innowacyjnych lekach. Poprzednie dwa podejścia nie były udane. I nagle - bezmyślnie, wzięłam płytę - podobrazie. Zagruntowałam. Następnego ranka, pach mach, nie wiem, jak to możliwe w tak krótkim czasie, domek pojawił się na okazałym formacie.


Obraz ratunkowy. Zamiast myśleć, co będzie, siedziałam przed nim i się gapiłam. Wiecie, jakie prace maluję. Co jak co, ale że pogodne są, bym nie powiedziała.
Domek jest inny od wszystkiego.
Napełnia mnie spokojem.
Patrząc na niego, cofam się o ponad 40 lat w tył.

Przed wyjściem z domu do Centrum Onko na badania, pogładziłam okienko, szemrząc "Będę wieczorem".


Teraz, kiedy wszystko poszło ok, wyniki w porządku, widzę oprawiony już Domek i się uśmiecham do niego i do wspomnień, Taty, którego nie ma wśród żywych, do dziecięcych zabaw.

Ale to nie wszystko. Jako miłośniczka
Sadyby wyczytałam, że na podwórku TEJ willi, przy okazji prac kanalizacyjnych, odkryto grobowce - urny z czasów Aleksandra Macedońskiego.


Jest tajemnica. Tak mało wiemy i widzimy. Co więc pozostaje? Czucie i czułość.

2 komentarze:

  1. Tu Rejcz. :).

    Ten obraz wywołał u mnie uśmiech. :) Pełen nadziei. Czyli ma siłę. Cieszę się bardzo że wyniki dobre.
    Masz rację, ze czucie i czułość mają moc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rejcz, jak miło Cię widzieć! Kopę lat, chciałoby się powiedzieć. Ma domek siłę, powiesiłam go tak, żeby patrzeć przed zaśnięciem i widzieć po obudzeniu i przy pracy. Całuję Cię mocno!

      Usuń