WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

sobota, 21 października 2017

Nic tu po nas

Dawno, dawno temu...
Kiedy miałam może z 10 lat, w ramach PCK zgłosiłam się, by pomagać w zakupach starszym osobom. Przydzielono mnie do Pana Sz.  Na początku bardzo nieufny, traktował mnie jak przybysza z innego świata - którym w sumie byłam, bo Sz. nie wychodził z domu. Potem nie mógł się doczekać moich wizyt. Zastępował często moje imię nazwami ptaków, które kochał. Byłam więc Jemiołuszką, Makolągwą, Sikorką ...


Pan Sz. nie był  człowiekiem łatwym w kontaktach. Bywało, że się złościł i czasem musiałam wracać z zakupami do sprzedawcy, bo Mu nie odpowiadały. "Na pewno nie powiedziałaś, że to dla pana Sz.!". Faktycznie, nie powiedziałam. Ale sprawunki szybko stały się pretekstem do odwiedzin. On mówił, z trudem chwytając powietrze i nasadzając na nos absurdalnie małe okularki. Co chwila gładził okrągłą, łysą głowę, próbując się uśmiechać między atakami kaszlu. Starałam się ich nie zauważać i słuchałam, zerkając na swoje odbicie w zakurzonej, kryształowej szybie w kredensie po drugiej stronie stołu.


Pokazywał mi zdjęcia z młodości, szczególnie utkwiło mi w pamięci to, na którym widać, jak jedzie tramwajem, a przy oknie leci - za nim - jego ulubiona sroka, oswojona, która nie odstępowała go na krok. Wojna pokrzyżowała Mu plany - tuż przed jej wybuchem kupił za oszczędności całego życia prawa do urządzania rejsów po stawach w Łazienkach. Nie było to łatwe, ale dawało gwarancję dostatniego życia.We wrześniu 39 stracił wszystko. Potem stracił też ukochaną żonę - Janinkę.


O czasach powojennych mówił mało, o wojnie nic. Jestem pewna, że nie chciał opowiadać mnie, dziecku, o drastycznych sprawach. Wspomniał coś o obozie koncentracyjnym, szybko urywając temat.


Za to wciąż wracał do dzieciństwa. Jego ojciec pracował u bogacza - właściciela wielu cukrowni na Ukrainie. Rodzice pana Sz. wiedli dostatnie życie, pracodawca dbał o nich i cenił bardzo ojca Sz. Mieszkali w domku przypominającym dworek, otoczony parkiem.


Mama pana Sz. miała tam ulubione miejsce, taką, jak to się kiedyś mówiło, świątynię dumania. To była ławeczka, skryta pod altaną obrośniętą jaśminem. Prowadziła tam alejka z bzami po obu stronach.
"Wiesz, Sikoreczko, ja już jestem taki zmęczony. Przypominam sobie, kiedy jako chłopiec biegłem alejką do mamy, bez mocno pachniał, mamusia otwierała ramiona, śmiała się do mnie...Już niedługo...".
Miał rację.
Niedługo.

Mój Gucio na widok obrazu rozpłakał się i poprosił, żeby go zasłonić.


Nic tu po nas
Przychodzimy, odchodzimy
akryl na płycie
rozmiar 70 x 50cm

koniec.



(tego wpisu)

15 komentarzy:

  1. Piękna historia..Właściwie, może nie taka piękna, jak pięknie napisana. Miałaś rację, samo życie. Znam wiele podobnych, o których nie napiszesz, nie namalujesz, ale one są w czyichś sercach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie zawsze się ciesze, że są ludzie, którzy spisują historie. Ale ile historii umarło wraz z tymi, co je pamiętali, zawsze mnie to przygnębia. Gdyby moi Dziadkowie żyli, ech.

      Usuń
  2. No i ja też się poryczałam . Przejmująco trafione w samo sedno .

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie do wiary. Parabelko, Pani Stettke... Ja wygrzebuję się z doła, starałam się go zwalić na PMS, ale i tak wiem, że to przez ten obraz i wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie grasz na emocjach tych, którzy są naiwni. Obraz robi wrażenie. Czyżby był jednym z tych, które są ilustracją twojej duchowości? Dobry pomysł.
    Nie wierzę, że historia, którą nie raz przerabiałaś w swojej pamięci nagle przedsatwiona wizualnie tak tąpnęła twoja psychiką. Ale efekt jest doskonały. Ju! Dobrze grasz na emocjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż mogę powiedzieć. Kontaktu z trollami należy unikać. Mądrale, które mi będą mówić, czy jestem szczera, czy nieszczera, którzy będą udowadniać, że nie było tak, jak piszę.
      Więc jeszcze tym razem wysilę się na odpowiedź, ale od najbliższego odcinka wszelkie wycieczki osobiste będę kasować. Obraźliwe - bo sugerujące, że żeruję na naiwności.
      Wiele historii, i to nie jest tylko moja przypadłość, jest głęboko skrytych. Nie lubi się do nich wracać ani sięgać. Ale czasem jakiś bodziec - napotkany niespodziewanie ślad, zdjęcie, spacer po okolicy z dzieciństwa, sylwetka znajoma, powodują, że wszystko odżywa.
      Tak było w tym przypadku. I nie było to ani przyjemne, ani pożądane.
      Jest też parę rzeczy, których tu nie ujawniłam. I inteligentny człowiek musi brać pod uwagę, że autor nie musi pisać wszystkiego. Wiem, w jaki sposób pan Sz. stracił swoją żonę. I parę innych rzeczy. Wiem też, jak się wtedy czułam - o tym nie piszę.
      Plus rocznica śmierci Taty.
      Zrób mi tę przyjemność, i nie odpowiadaj.
      Jest mi po prostu przykro. Przyznaję się. Gratulacje.

      Usuń
    2. Ju, nie przejmuj się, niektórzy mają wrażliwość deski , a że każdy widzi świat na swoje podobieństwo ;P...

      Usuń
    3. Parabelka ma rację. Nic nie poradzimy, gdy ktoś chce na siłę pielęgnować w sobie gorycz czy złośliwość.

      Usuń
  5. To może i ja.
    Obraz, obok którego nie można przejść obojętnie. U jednych wywołuje łzy wzruszenia. Innych przygnębia. Nie trzeba znać motywów malarki, by odebrać go osobiście. U mnie łez nie wycisnął, a już na pewno nie przygnębił.
    Nie tak dawno i na przestrzeni niezbyt długiego czasu towarzyszyłam w odchodzeniu na zawsze trzech wiekowych osób. Tak było, jak tu. Jeden odchodził z pistolecikiem wystruganym z kawałka drewna, druga ze szmacianym woreczkiem wypełnionym grochem - zabawką do wszystkiego, trzecia ze smakiem placków pszennych, które smażyła mama na śniadanie. Odchodzili wiekowi, przygarbieni, schorowani... Ale w duszy będąc dzieckiem. Nigdy dzieckiem nie przestajemy być.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się też przypomina - może pamiętasz, Obywatela Kane i jego ostatnie słowo na łożu śmierci : Różyczka. Nikt nie wiedział, o jaką Różyczkę chodzi.

      Usuń
    2. Rzeczywiście. Sanki. Świetnie Ci się skojarzyło.
      A tak na marginesie: genialny film.

      Usuń
  6. Pod ten obraz prawie każdy może sobie podpiąć jakąś znaną sobie historię. Jest wymowny i głęboki, chociaż taki prosty w formie...

    OdpowiedzUsuń