WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

piątek, 1 marca 2013

Kupa to przeszłość

No więc...wczoraj, po testach perfum na mieście, jadąc, wypachniona, autobusem 131, wpadłam na pomysł unicestwienia kupy.

Bois Plume mają to do siebie, że poza całą drzewną urodą potrafią, jak to się mówi, zmydlić. Ja akurat lubię ten efekt, być może z racji sentymentu do ładnych mydlanych woni. Jako dziecko kryzysu, kiedy w sklepach był na stałe tylko ocet, a czasem herbata chińska, z entuzjazmem i zachwytem podchodziłam do przedmiotów "z zachodu". Nawet takie najzwyklejsze - serwetki wzięte z samolotu, hotelowe kosmetyki i właśnie mydełka, traktowałam jak przybyszów z innego, niedostępnego świata.
Z opakowań po nich zrobiłam (jak wiele dziewczynek w podstawówce) całą kolekcję. Szczególnie papierki po mydłach Lux pięknie pachniały. Nie to, co nasza szarozielona kostka o nazwie Karat (parę tkwi jeszcze w szafie u Mamy w celu odstraszenia moli).
Krótko mówiąc - dobrze pachnące mydło w perfumach kojarzy mi się z luksusem.

Dlatego kolorem, jaki wybrałam ostatecznie na dominujący w obrazie do Bois Plume była biel, złamana kremowym beżem, czyli piękny odcień kości słoniowej. Mydlany.
Na początku chciałam, starym sposobem, zamalować cały obraz na jasno, a potem pójść pod prysznic, katować go pumeksikiem do pięt i zobaczyć, co wyjdzie.
Skusił mnie jednak bardziej kulturalny sposób traktowania estebanowej kupy.

Teraz postaram się opowiedzieć, ale uprzedzam - wczoraj tłumaczyłam to mojej przyjaciółce Milence i nic nie zrozumiała.

Drodzy Czytelnicy.
Kładziemy obraz w kolorze kupy na stole.
Przedtem dajemy dziecku zapas picia i jedzenia oraz gasimy światło w łazience (żeby znudzone nie bawiło się w puszczanie baniek, zużywając cały zapas żelu pod prysznic). Na rączce berbecia robimy tatuaż ze smokiem (przynajmniej pół godziny w milczeniu go podziwia i z wdzięczności grzecznie siedzi cicho).

Ponieważ tło - kupowe - jest ciemne, bierzemy (po długich poszukiwaniach), białą kredkę i szkicujemy.
Trzeba wiedzieć, co.
Ja wybrałam portret kobiety, a ściślej - popiersie. Ubrane.

Z Mamą rozmawiamy krótko, wykręcając się potrzebą wyjścia z psami, którym rzekomo oczy wychodzą (naprawdę już były na zewnątrz dwa razy).

Kiedy rysunek jest gotowy - przypomnę : biała kredka na brązowym tle, znajdujemy kremową farbę, wyciskamy ilość wielkości gawroniej kupy (więcej nie, bo zaschnie) i tam, gdzie są białe linie, nie pokrywamy kolorem, resztę zamalowujemy.
Jedną warstwą.
Potem drugą.
Potem spławiamy kolejnych dwóch telefonicznych rozmówców, musimy w międzyczasie zostawić twardnący pędzel z farbą, żeby wysadzić dziecko. Podajemy Mu następny posiłek w formie turystycznej kanapki.
Ratujemy pędzel myjąc go i wywalamy farbę, która skamieniała na palecie.

Wymalowujemy następne gawronie kupy (kładąc trzecią warstwę), perfumując się dla relaksu i mobilizacji mocniej, niż zwykle (czyli ociekając) czymś wytrawnym - Tuscan Leather jest dobre, ale próbka z nim bardzo często ginie, Cuirs może być. Bois Plume, czyli zapach tytułowy, jest za spokojny i rozleniwiający.

Potem nie poddajemy się złości, że farba się kończy, tubka przy wyciskaniu wydaje żałosne, mokre pierdnięcia, które do łez rozśmieszają synka.

Patrzymy na to, co zmalowaliśmy, jeśli się udało - długo, jeśli nie, od razu siadamy do komputera, znajdując starą torbę za bezcen, której jednak nie kupujemy, po uważniejszemu przyjrzeniu się zdjęciom.

Wracamy do obrazka - ale dziecko nabiera ochoty na zabawę, której nie da się niczym zastąpić.
Następuje więc dłuuga przerwa na tzw. normalne życie, kiedy uświadamiamy sobie, że nic nie jedliśmy i jeszcze kawa przed nami, ganiamy się w berka ku uciesze wszystkich domowników (najbardziej tych ogoniastych), chowamy się dla żartu, przypadkowo pod łóżkiem znajdujemy pół tubki kremowej farby i paragon, dzięki któremu mogliśmy kiedyś oddać dzikie cienie do oczu kupione pod wpływem impulsu... itp, itd.

Potem, po położeniu synka spać, wpadamy na pomysł, żeby coś obejrzeć w TV, a orientując się, że w repertuarze panuje nędza, włączamy zrezygnowani "Atak Dwugłowego Rekina" albo coś w tym rodzaju i przystępujemy do zdawania relacji słownej, obracając co kwadrans głowę, kiedy ryba rozrywa ofiary na pół.

I to chyba tyle na dziś.

Żeby zatrzeć wrażenie nudy z powodu deficytu zdjęć obrazu, wklejamy tzw. ciekawą fotografię.


I idziemy z psami, którym tym razem rzeczywiście oczy na wierzch wychodzą.

11 komentarzy:

  1. Tu Milenka, co nic nie rozumiała... Muszę się Justynko jakoś ratować. Przecież wczoraj nie tłumaczyłaś mi jak wyglądał Twój dzisiejszy dzień pracy nad obrazem! :-) Widząc moje niezadowolenie z perspektywy zniknięcia tego co widziałam-cienie drzew są, a raczej były SUPER (zawsze mnie ściska, gdy mówisz, że zamalujesz wersję pierwotną malowidła!... ale to mnie też uczy zaufania do intuicji artysty- TWOJEJ INTUICJI) a więc widząc moje niezadowolenie, próbowałaś mi wytłumaczyć słownie swoją wizję kobiety w apaszce, kapeluszu i może w okularach wychodzącą z kąpieli, przez którą prześwitują konary drzew... wszystko to terminami technicznymi: przecierki, szablony, plamy i plany... a ja już "opłakiwałam" stratę drzew!... Wiem, że mnie mile zaskoczysz... i na szczęście robisz zdjęcia! A kiedyś powstanie wystawa: "OBRAZY, KTÓRYCH NIE MA" :-* M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawda, prawda, chaotyczne było, co mówiłam. No bo skąd okulary, skoro kobieta ma być kąpielowo - mydlana, skąd apaszka? Wiem, wiem, dużo tych obrazów, które są... pod spodem. Masz to szczęście, że odwiedzając mnie widzisz często wersję przed końcem, w której prawie zawsze coś Ci się podoba.
    Trudno wyobrazić sobie przeróbkę drzew i drewnianej ramy na kobietę. Za każdym razem cieszę się, kiedy z ulgą przyjmujesz moje radykalne posunięcia i powiem Ci, że jesteś, oprócz Wojtka i Gucia, jedynym widzem obrazów w trakcie powstawania.
    Dziękuję za komentarz - teraz, kiedy wszystko jest w miarę zrozumiałe.
    Ja, kiedy wpadnę świeżo na jakiś pomysł, zazwyczaj w stanie twórczego upojenia, plotę bez ładu i składu, jakby wszyscy widzieli to, co ja - czyli następne posunięcie. By osłodzić stratę - trochę drzew zostanie kobiecie we włosach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Od tysięcy lat wszystkim cywilizacjom, kulturom i religiom, wielkim wojnom i rewolucjom, najwybitniejszym ludziom na świecie zawsze towarzyszy kupa. :-D Przepraszam, od razu mi się skojarzyło i nie umiałam sobie podarować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto to powiedział? Muszę wiedzieć, kim był ten, chyba mi bliski, człowiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Laska Król Sedesów z Chłopaki nie płaczą ;)

      Usuń
    2. Poprawka - Laska jest synem Króla Sedesów, a te jakże przawdziwe słowa powiedział Król Sedesów Leon Niemczyk.

      Usuń
    3. To wszystko prawda :D

      To wysoko postawiona poprzeczka.

      Usuń
  5. Ju! ÓMARUAM!
    Ten tekst, wraz z komentarzem Milenki, która nic nie zrozumiała stanie się dla mnie sposobem na smuty na najbliższe dwa miesiące. Obśmiałam się jak norka i niniejszym oświadczam, ze uwielbiam Ci e jeszcze bardziej. O ile to w ogóle możliwe.
    Łomatulu! Wracam czytać jeszcze raz. :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, Sabb, pochlebiasz mi. Powiem szczerze, że się rozpędziłam - to pewnie przez brak zdjęć. Sama się zastanawiałam, czy na pewno śmieszne było, że zmieniłam osobę na pierwszą liczby mnogiej, i doszłam do wniosku, że jest to śmieszne, choć nie do końca wiem, dlaczego. Więc zostawiłam.
    Ale dziś już jestem normalna i pojedyńcza.

    OdpowiedzUsuń
  7. Popłakałam się ze śmiechu :)))) pisz i twórz , twórz i pisz ! A zdjęcie jest piękne , jeno co to jest ? Krzyżówka budynku Opery w Sydney z amonitem i rurą odpływową w harmonijkę ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę przyznać że na podstawie opisu skonstruowałam sobie w głowie wizję zupełnie odmienną do tego, co namalowałaś.
    Może dlatego że w koncentracji przeszkadzała mi niepohamowana wesołość.

    OdpowiedzUsuń