WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

środa, 21 sierpnia 2019

Baronowa Sołowiejczyk

Kiedy byłam dzieckiem, zdarzało mi się z soboty na niedzielę zostawać u Dziadków na noc i wtedy, gdy spali, wyciągałam stare roczniki Szpilek, satyrycznego czasopisma, które w latach 70tych przeżywało swój złoty okres.

Wtedy zapoznałam się z postacią baronowej Sołowiejczyk


SZTUKA FOTOGRAFOWANIA
Pataszońska odebrała zdjęcia od fotografa.
- Popatrzcie sobie, jak wyglądam - powiedziała.
- Bardzo dobra fotografia! - rzekł Bezpalczyk.
- Naturalna - pochwaliła baronowa Sołowiejczyk.
- Zastanówcie się , co mówicie! - rozgniewała się Pataszońska - przecież
wyglądam jak krowa.
Jeszcze raz obejrzeliśmy zdjęcie.
- Istotnie - rzekł Bezpalczyk. Masz otwarte usta i stąd to wrażenie.
- Ponadto - powiedziała baronowa Sołowiejczyk  - wygląda na to, że w
czasie zdjęcie nie myślałaś o niczym.
Pataszońska schowała zdjęcie do torebki.
- Fotograf, kacze jego serce - powiedziała. Przecież ja mam tu z pięć
podbródków. Cyganicha jak baleron! Oczy podkute, niech go szlag trafi,
tego fotografa.
- Powinnaś dbać o siebie - powiedział poeta Koszon - są różne kremy pod
oczy.
- Wyglądam tak z nerwów - powiedziała Pataszońska. Jakby ci ktoś
zrobił takie zdjęcie, to nie wiem jak byś wyglądał. W końcu to człowieka
może lekko zdenerwować, kiedy pada ofiarą braku rzetelności zawodowej.

W sumie przykry incydent. Ale pożyteczny.
Przy okazji wyszło na jaw, że Pataszońska wygląda zupełnie inaczej niż
sądziliśmy, opierając się na powierzchownych obserwacjach.
W istocie jest smukłą, bardzo ładną, inteligentną blondynką.
Na fotografii to nie wyszło.


Autorem felietonów, pod wspólnym tytułem Dziennik Zażaleń, był Anatol Potemkowski, pseudonim Megan (1921 - 2008). w czasie wojny wiezień obozów, pisarz, współpracujący z kabaretami Szpak i Dudek.


Niewyraźne wyobrażenie baronowej tkwi więc w mojej podświadomości od dawna.

 
WIZYTA

Wracaliśmy z imienin Globulki Kąkulczyniańskiej dosyć wcześnie. Coś trochę po drugiej w przybliżeniu.
- „Kokos” już zamknięty – powiedział pan Qucia. – Może wpadniemy do Konstantynowiczów na trochę?
- Nie wiem? – zastanowił się Bezpalczyk. – Jacyś chamowaci oni są, ci Konsantynowicze.
Po krótkiej dyskusji postanowiliśmy zobaczyć, co z tego wyniknie.
- Wypijemy po setce i cześć! – powiedziała baronowa Sołowiejczyk. – Siłą nikt nas w końcu nie zatrzyma.
Żeby nie budzić dozorcy i nie narażać się na niepotrzebne wydatki, rzuciliśmy kamieniem w okno i zaraz Konstantynowicz wyleciał na balkon w piżamie.
- Już otwieram – powiedział. – Minuta i jestem na dole.
Istotnie, pojawił się dosyć szybko. Wyglądał głupio w jesionce i w butach na bose nogi, ale przez delikatność nie zwracaliśmy na to uwagi.
Pani Lunia zakrzątnęła się przy kolacji.
- W zasadzie jesteśmy syci – powiedziała baronowa.
- Ale coś przekąsicie – uparł się Konstantynowicz. – Mamy indyka w lodówce.
Nim zjedliśmy indyka, z czystej uprzejmości zresztą, zrobiła się czwarta rano i postanowiliśmy zanocować dla wygody na miejscu. Konstantynowicze poszli do kuchni, a nam pościelili małżeńskie łóżka i kanapę.
Na śniadanie podano nam jajka na bekonie, kawę, sok pomarańczowy i pasztet, który robił korzystne wrażenie.
Potem Bezpalczyk znalazł dwie półlitrówki w lodówce i gawędziliśmy przyjemnie, poruszając różne tematy, podczas gdy Konstantynowicz pojechał po polędwicę na Polną.
- Tylko niech ci nie wtrynia wieprzowej – powiedziała baronowa Sołowiejczyk.
- Będę uważał – odparł Konstantynowicz.
Polędwica okazała się w porządku, w ogóle obiad należał do udanych.
Podobnie kolacja. Pasztety, zimne mięsa, rybka w galarecie, flaczki, sery, owoce. Alkohole bardzo przyzwoite.
Nazajutrz zaczynaliśmy się już czuć swobodnie, ale trzeciego dnia po obiedzie Konstantynowicz oświadczył nam bezceremonialnie, że niestety wyjeżdżają z żoną w pilnej sprawie. Że było im ogromnie miło, ale pociąg mają za godzinę.
W sumie pożegnanie wypadło jakoś sztucznie.
Niby udawali Europejczyków, ale w końcu chamstwo z nich wyszło.
Wygląda na to, że w ogóle nie warto było przychodzić i że Bezpalczyk miał rację.


DOBRE SERCE
Byliśmy na polskim filmie dźwiękowym pt. „Skowronki zaorzą miedzę”. Film był w barwach naturalnych, co wypada z zadowoleniem podkreślić, jako przejaw nowoczesności. W roli głównej wystąpiła Klementyna Niedzielanka – Pocałuj.
- Tak się martwię o tę Klementynę – powiedziała Globulka Kąkulczyniańska, kiedy wyszliśmy z sali. – Już się ledwie rusza przed kamerą.
- Bo grała sparaliżowaną – powiedział poeta Koszon. – Tak jej wypadło z roli. Potem ruszała się świetnie, kiedy ją wyleczono lekami produkcji krajowej.
Globulka uśmiechnęła się smutno.
- Pozory – powiedziała. – W filmie mają różne sposoby, żeby wyglądało inaczej niż jest. Naprawdę jest stara i chora. Aż mi się serce kraje.
- Opanuj się – rzekł Bezpalczyk. – Nie może być stara, bo skończyła szkołę teatralną trzy lata temu.
- Tak – przyznała Globulka. – Skończyła biedactwo szkołę. Nigdy nie miała talentu i postanowiła się dokształcić. I co to dało? Nikt nie chce na nią spojrzeć. Całe życie mężczyźni od niej stronią. To musi być dla niej straszne.
Pan Fączynowicz pogłaskał Globulkę po ręce.
- Nie powinnaś się tak przejmować – powiedział. – Na oko wygląda wspaniale. I ma jakiegoś męża, sądząc z podwójnego nazwiska.
- Niedziela to pseudonim z powstania – powiedziała Globulka Kąkulczyniańska. – Przesiedziała powstanie w piwnicy, ale mimo to straciła nogę. Tak mi jej strasznie żal...
- Jesteście ze sobą blisko? - zapytał poeta Koszon.
- Z tą kretynką?! – żachnęła się Globulka. – Nawet jej nie widziałam nigdy w życiu!
Globulka wyjęła chusteczkę i rozbeczała się.
Tyle serca dla obcej osoby.
A mówią, że kobiety się nie lubią.

 WYJĄTKOWA SYTUACJA
W czasie kolacji Pataszoński junior kręcił się koło stołu i przeszkadzał w rozmowie. Nietrudno było odgadnąć, że zamierza zwędzić butelkę żytniówki.
- Wynoś się stąd, bo znowu dostaniesz w tyłek – powiedziała Pataszońska.
To nas oczywiście zaskoczyło.
Pataszoński junior wyszedł niechętnie.
- W co dostaniesz ? – spytała baronowa Sołowiejczyk. – Zdawało mi się, że powiedziałaś w tyłek.
- Tak powiedziałam – powiedziała Pataszońska. – Nie mogę dać sobie rady z tym szczeniakiem.
Chwile milczeliśmy zakłopotani.
- Nie trzeba tak mówić o dziecku – powiedział mgr Kąkulczyniański. – Kary cielesne to średniowiecze.
- Jest wiele lepszych metod wychowawczych – poparł mgr Kąkulczyniańskiego poeta Koszon. – Poważna rozmowa, pożyteczna lektura, przykład rodziców.
Pataszońska wzruszyła ramionami.
- Znam wypadek całkowitej zmiany charakteru małego chłopczyka pod wpływem czytanki pt. „ Grzeczny Jacuś”- rzekł pan Qucia.
- Dobre są opowiadania o bohaterach narodowych – powiedziała baronowa. – Bohaterowie narodowi byli grzecznymi, milutkimi dziećmi i pomagali rodzicom we wszystkim. Dawałaś mu do czytania jakieś książeczki?
- Oczywiście odparła Pataszońska. – Prenumerowałam mu nawet rozmaite pisemka.
- I nic ?
- Nic.
- Może nie umie czytać ? – spytał poeta Koszon.
- Trudno powiedzieć – odparła Pataszońska. – Pisać umie. Dziś rano napisał dupa na schodach.
- Jeżeli nie lubi książeczek dla dzieci, to są różne milutkie książeczki dla dorosłych – powiedziała baronowa Sołowiejczyk. – Tak tego nie można zostawić.
Baronowa wstała od stołu i wyszła do sąsiedniego pokoju. Po chwili rozległ się przeraźliwy wrzask Pataszońskiego juniora i baronowa wróciła z powrotem.
- Coś się stało ? – spytaliśmy.
- Nic - powiedziała baronowa Sołowiejczyk. – Ten mały bydlak podstawił mi nogę.
Wróciliśmy do zakąsek.

I z tym Was zostawiam, oraz z "moim" domkiem



7 komentarzy:

  1. Cudne te dykteryjki! Stare, dobre poczucie humoru, wielka klasa. Dzisiaj tego jak na lekarstwo... Pozdrawiam Cię serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gryxiu, jak miło!!! Przecież w tym roku mija 10 lat, jak zaczęłam perfumowo działać na Wizażu, wiesz? Ja również pozdrawiam! Wspaniały ten Dziennik, rechotałam przy kompie zamieszczając to.

      Usuń
    2. 10 lat minęło na wiosnę jakoś, prawda? Pamiętam, że początkowo się troszkę na nas obraziłaś, bo chyba nikt nie odpowiedział na Twojego posta ;) Coś z "byle pierdnięciem" było chyba, haha :) Mam wielki sentyment do tamtych lat, choć przecież na świecie mnie jeszcze wtedy nie było. O! Tak w temacie - polecam Ci do obejrzenia film "Czarna suknia", z 1967 (króciutki, całe 45 minut). W sieci jest za free. Fenomenalne role A. Śląskiej i Idy Kamińskiej.

      Paputki! (kto pamięta "paputki" jeszcze?) :)

      Usuń
    3. Poczułam się jak jakaś weteranka... wydaje mi się, że te 10 lat to całe wieki. Wizaż powoli zamiera, nasz wątek również, ale tak, pamiętam wszystko.
      Czarną Suknię obejrzę, dziękuję!!!

      Usuń
    4. Obejrzałam Czarną suknię. Jestem Ci zobowiązana. Już dawno żaden film tak mnie nie poruszył. czytasz moje wpisy?

      Usuń
    5. Czytam, choć ja zazwyczaj "z doskoku". Cieszę się bardzo, że film się spodobał. Niektórzy zarzucają, że zbyt "teatralny", wydumany, dialogi nie takie, ale pierwotnie był to teatr telewizji, to wiele tłumaczy. Ida Kamińska była nominowana do Oscara i Złotego Globu, w 1967 ("Czarna suknia" też z tego roku), za rolę w czechosłowackim filmie "Sklep przy głównej ulicy". Rok później wyjechała z Polski, po wydarzeniach z marca '68.

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    6. ja również, zapraszam do mnie, znaczy do Brulionu

      Usuń