WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

poniedziałek, 10 lipca 2017

Zachować w sobie ciszę

Wyjazd do lasu za nami... pierwszy w ciągu tych wakacji.
Jestem w Warszawie i wspominam.
Tamtą chmurną pogodę




wieczory i nocne wyjścia z domku, kiedy parę kroków w dół podwórka i jest się nad jeziorem




Wściekłe szkwały i burze nad wodą



nieliczne pogodne dni, kiedy wszystko wyglądało tak beztrosko



zapachy roślin




ciszę, kiedy słońce miało się ku zachodowi, skąd rozlegało się tęskne wołanie żurawi




Nie jestem w stanie opisać, jak bardzo kocham to miejsce. Ten drzewny, jedyny w swoim rodzaju zapach




Ale... to tutaj mieszkam. Nie na Mazurach, tylko w Warszawie. Inaczej na razie nie da rady. I nie zgadzam się, przy całej miłości do lasu, na mierzenie życia tygodniami do następnego wyjazdu.
Łazienki, wspaniały, stary park, ogromny (75 hektarów!) oczywiście nie zastąpią mi Mojej Promenady i jeziora. Jednak pobliże zieleni to błogosławieństwo.
Szczerze mówiąc, "mojemu" parkowi nigdy nie oddałam swojego serca. Może dlatego, że był zbyt oczywisty, zbyt dostępny. Jako dziecko chodziłam tam z Dziadkami na niedzielne spacery i wiecie, co? Wydawało mi się to okropnie nudne. Starsi państwo tempo mieli dostojne, powiedziałabym. Tak mi się wgrały w pamięć te przechadzki i tak zostało.
A minęło przecież TYLE lat (nie przyznam się nigdy, ile).

Tak wiele zależy od nastawienia. Zaczęłam szukać - dopiero zaczęłam, części parku, rzadziej uczęszczanej. Ławki nieliczne, ludzi jak na lekarstwo, bo obszar z boku, poza głównym traktem.
Najpierw jeszcze dobrze znane mi miejsca




...ale potem Zaczarowany Ogród



Nie ma "odpicowania", nie ma kwiatów, są za to dziwaczne czasem gatunki roślin (jak drzewo powyżej, "futrzane drzewo", nazwane tak z racji kory przypominającej włosie na skorupie kokosa). Zarośnięte alejki i niknące w dzikim winie schodki do nikąd.
Odskocznia od malowania jest mi niezbędna, pracy mam coraz więcej.
Wyciągnęłam dwa wielkie blejtramy.

Zachować w sobie ciszę. Jakie to ważne. A najważniejszy - spokój. Bo jego istnienie oznacza poczucie bezpieczeństwa, równowagę, dystans. Żebyście mnie dobrze zrozumieli - wyzwania, huśtawka emocji podczas pracy, spalanie się, to mój chleb powszedni - ale mocno wierzę w to, że znając siebie, można spojrzeć z zewnątrz na twórcze zmagania i nabrać sił.
Nie tylko na wyjezdzie.
Także tutaj.
Czasem wyhamować.
Znajdę sposób - na swoją wewnętrzną ciszę. To bardzo trudne, może i coraz trudniejsze, bo obrazy nieobojętne. Zatrzymać się przy Futrzanym Drzewie. Wdech wydech.
Żeby znowu się rzucić do malowania wiele godzin pod rząd.


A! Jeszcze w Warszawie mam coś, czego brak na wyjezdzie (oczywiście porównuję tylko od strony przyrodniczej) - jerzyki. Ich świszczące gwizdy natychmiast wprawiają mnie w blogi nastrój. Miejskie ptaszki. Nawiasem mówiąc, dzwięki mają dla mnie coraz większe znaczenie, nie piszę o muzyce, tylko o dzwiękach codziennych, towarzyszących, ktorych wlaściwie, z racji przyzwyczajenia, się nie słyszy.


Pozdrawiam wszystkich z pracowni i znad ciężkiego myślenia, co dalej (z tym płótnem).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz