WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

sobota, 24 października 2015

Święto Brzóz czyli żegnaj Warszawo

Kiedyś naprawdę pożegnam się z miastem. Będę tylko wpadać, a wracać tutaj.
A na razie - dziękuję losowi, że mogę sobie pozwolić na odwiedzenie moich Mazur parę razy w roku.

Należę do osób szczęśliwych, ta umiejętność nie była mi dana, nauczyłam się - to prawda, że po niełatwych trzydziestu paru latach życie bardzo mi w tym pomaga. ALE nigdzie szczęście nie obezwładnia mnie tak, jak w moim ukochanym lesie. Rozpiera, doprowadza do płaczu, do nieprzyzwoitego wzruszenia i rozczulenia.

Tak późno na wyjeździe jeszcze nie byłam - i nie spodziewałam się, że brzozy dostarczą mi takich widoków.





Czuję się tak, jakbym wchodziła do raju (za emfazę przepraszam)




Gustaw jest ze mną - zresztą cały wyjazd uzależniłam od zgody wychowawczyni.
Dostałam mailowo następującą wiadomość : "Jeżeli Gucio wróci z uzupełnionym i nauczonym materiałem, to ja nie widzę żadnych przeszkód. Przygotuję przed wyjazdem informacje". Tak więc wzięliśmy odpowiednie podręczniki i ćwiczenia - i hajda!


Powyżej po zwycięskiej walce z roboczą rękawicą znalezioną na drodze.
"Guciu, muszę jakoś nazwać folder z naszymi zdjęciami"
"Najlepiej - Nasz Ukochany Październikowy Las"
"To za długo, pomyśl o czymś krótszym"
(zmarszczył brwi) "O! Już mam - DARY JESIENI, tak je nazwijmy"


 Wczorajszy wieczór sprawił nam niespodziankę - księżyc!




Czyż to nie wspaniałe jest?



Dzięki światłu księżyca mogłam zrobić sobie sesję nad jeziorem - bo nasz domek stoi na podwórku z dwoma zejściami do Omulewa.




 Ale wcześniej - napaliliśmy w piecu.




A późno w nocy, kiedy wszyscy już spali, wyskoczyłam jeszcze na zdjęcie


A jutro... jutro pójdziemy sobie tędy :


Żeby dojść tu :



...i oczywiście przejść obok "mojej" sosny


Oraz na koniec dodam, że połowę bagażu ważyły farby i dykty - tym bardziej, że po haniebnym przestawianiu czasu czekają nas dłuuugie wieczory.

Ale teraz nie myślę o długości dnia, po prostu cieszę się wszystkim i jakoś nie znajduję żadnego powodu, żeby się to miało zmienić (tfu tfu, na psa urok).

Online będę jeszcze jutro - do popołudnia. Czy uda mi się coś zdziałać malarsko - aby to zamieścić, nie obiecuję. Za to po powrocie, we środę, mam nadzieję się twórczo pochwalić.

4 komentarze:

  1. O rany, jesień to jednak jest kozacka i najlepsza (dla mnie) w lesie!!! Cudnie tam u Was!!!. I jak fajnie w domku. Możesz kiedyś pokazać coś więcej jak mieszkacie? Czy nie bardzo? Ja mam takie wspomnienia z kilku wakacji/weekendów w daczach jednak w okolicznych lasach, na Mazury nigdy nie dotarłam.

    Tak sobie właśnie myślałam o Tobie, że w ten weekend musisz być przeszczęśliwa z Guciem w swoim ukochanym miejscu na ziemi. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pokazać możemy - ale chyba już po powrocie.
    Tak, jestem przeszczęśliwa - Guciowi wynajduję różne zajęcia, więc mam nadzieję, że się za bardzo nie nudzi. Palenie w piecu i doglądanie ognia to jego ulubiona funkcja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale Wam dobrzeeee.....

    OdpowiedzUsuń