WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

czwartek, 28 grudnia 2017

Święta Święta i co dalej

Szanowni Państwo. No nie złożyłam życzeń - mam powód.
Wyjechałam, biorąc ze sobą tylko telefon i okazało się, że w żaden sposób nie mogę się zalogować.
Mój były mąż mawiał "Nie tłumacz się, tłumaczą się winni" i jest to najprawdziwsza prawda.

Po Świętach zazwyczaj jesteśmy ubożsi i... grubsi.


Ja co prawda czuję się bezpieczna, gdyż tradycyjnych potraw świątecznych raczej nie lubię. Nic nie mam do ryb (poza ośćmi), za to kapusta już nie dla mnie. Jednak na jedną potrawę czekam. Nie typowo świąteczną - bo to sałatka ziemniaczana mojego drogiego męża (który zwyczajowo bierze na siebie rolę kucharza). Sałatka tak wspaniała, że znika jako pierwsza, jeszcze przed karpiem.

Tak więc waga drgnęła nieznacznie - ale ja i tak zawsze trzymam rękę na pulsie i mam naszykowane ubranko ćwiczebne. Jak kiedyś wspominałam, jedyna aktywność, którą lubię, to marszobieg. Mam podbite polarowym puchem legginsy i kurteczkę oraz kosmiczną bluzę i podkoszulek. Ich szczególne właściwości można poznać po tym, że są zszyte z paru wymyślnych w kształtach kawałków materiału, mają odblaski w niespodziewanych miejscach oraz strefy dziurek (tam pewnie najbardziej intensywnie oddychają) i dziurki w szwach - prawdopodobnie dla bardzo dokładnie monitorujących swój wysiłek zapaleńców, bo mogli sobie podłączyć przewody do żył i tętnic i liczyć elektryczne impulsy, wskazujące na zwiększenie sprawności.

Ale... tylko sobie patrze na te stroje, gdyż tonę w rozmyślaniach nad nowym malowaniem. Aż zapytałam Wojtka "ile czasu można siedzieć i myśleć?" "Całe życie - jeśli się jest filozofem".
Nie powiem nic - zobaczycie.

Prezenty. Przychodzi mi do głowy ten najbardziej osobliwy - dostałam mianowicie generator światła, służący temu, by zasypiać z łatwością. Praktyka okazała się inna, niestety.
Urządzenie, przypominające rozpłaszczony pączek z dziurką, umieszcza się obok swojej leżącej osoby, otworek nakierowuje się na sufit, naciska start - i wyświetla się krąg światła o krawędziach a la Fangor. Koło rozświetla się (należy robić wdech) i ciemnieje (wydech). Ma to spowodować głęboki relaks i zaśnięcie.
Tylko że : po pierwsze, nie da się zasnąć z otwartymi oczyma, a tu należy śledzić światło ; po drugie : tempo oddychania było dla mnie zdecydowanie za wolne, więc już po trzecim rozświetleniu czułam tlenowy deficyt. Kiedy kilkuminutowa sesja się skończyła, rzuciłam się na bok, chwytając powietrze jak ryba, zupełnie rozbudzona. To mnie wytrąciło z równowagi - do tego stopnia, że ani nie byłam w stanie spać, ani, jak zwykle, snuć plany malarskie. Tylko myślowa sieczka, jak z niszczarki, na nic nikomu niepotrzebna.
Wojtek, bo to On mnie obdarował, bardzo się zmartwił, kiedy zobaczył mnie rano, ze zszarzałą twarzą i podkrążonymi oczami oraz z miną wskazująca na to, że zasnęłam po 4 rano "Ooo, ja głupi" jęknął "Kupiłem ci odwrotne urządzenie! Że mi nie przyszło do głowy, że z otwartymi oczami się tak średnio śpi"

PODOBNO znakomicie na zasypianie działa jasiek, z bateryjką w środku, który można nastawić na miłą muzyczkę, oddychanie (wydaje dźwięki spokojnego oddechu) albo posapywanie. Mnie jaśka nie potrzeba, ponieważ do łóżka ładuje mi się chrapiący (i grzejący) pies, który na pewno lepiej pełniłby usypiającą rolę, ale strasznie się rozpycha i z obraźliwie warczy przy najmniejszym naszym poruszeniu.

Wspomniałam o tym, że Święta spędziliśmy na wyjeździe do rodziny Wojtka. W Lublinie.


Nie będę mówić o magii ani o maggi, bo mnie już bierze dreszcz obrzydzenia na to słowo, ale było niezwykle.
Mieszkaliśmy w kamienicy z 1913go roku. 130 metrów kwadratowych. Wydawało mi się, że i tak nie odkryłam wszystkich drzwi, prowadzących do nieznanych pomieszczeń.



Nad przedwojennym stołem żyrandol z międzywojnia, skrzypiąca klepka, masywne, urzekające formą meble z epoki. Drzwi wysokości podwójnego wzrostu rosłego mężczyzny. Widok z okna...


Dziecięcy gwar - Gucio poznał bliżej swoje stryjeczne rodzeństwo. Z dumą mówi, że jest wujkiem.
Przy okazji dowiedziałam się, że nie powinnam nigdy wykonywać zawodu szpiega, wywołałabym katastrofę. W grze planszowej, w której są dwie drużyny, dobrych i złych, na samym początku, po rozdaniu kart, z których wynika, jaką kto dostał rolę, wszyscy zamykają oczy - pada komunikat, że agenci mogą spojrzeć na siebie. Agentem zostałam ja i brat Wojtka. Przez cały czas gry dawał mi znaki - a to znaczące (ale co???) spojrzenia, nawet lekkie kopniaki pod stołem. Nic nie zrozumiałam, za to bardzo przejęłam się rolą, by nie rozpoznano, że jestem "zła". Tak się wczułam, że owszem, nikt mnie nie rozpoznał, ale pogrążyłam swoją drużynę. Bardzo konsekwentnie.
Jednak gra mi się spodobała.

Teraz jesteśmy już w domu. Na naszej choince wiszą ozdoby z różnych dziesięcioleci - między innymi Wodnik Szuwarek z lat 70tych, Gąska z 80tych


 ...Baletnica z bibułki, robiona przez babcię, już nieżyjącą, gdy ta była dzieckiem. Lata 30ste!


 Wybitnie udane Święta!

A teraz, za parę dni Sylwester, do którego zawsze przywiązuję dużą wagę. Fascynują mnie liczby - i ta bieżąca chwila, nieskończenie krótka, jakże istotna przy zmianie roku.
Obietnica lepszego czasu.

CDN.


2 komentarze:

  1. Świetnie się czytało, jak zwykle zresztą! :) Ja nocy sylwestrowej nie lubię, działa na mnie dołująco jakoś... no ale życzenia składać mogę, więc niniejszym - wszystkiego wymarzonego w 2018 Wam życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gryxiu, nie dołuj się, bo 2018 rok będzie naprawdę dobry! Serdecznie dziękuję za życzenia i odwzajemniam z całą mocą!

      Usuń