WSZYSTKIE OBRAZY, KTÓRYCH NIE MALUJĘ NA ZAMÓWIENIE, SĄ NA SPRZEDAŻ

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Jeden krok w górę, dwa kroki w dół

...czyli co się polepszy, to się popieprzy. A potem odwrotnie.

Pani, która zarezerwowała obrazy, wycofała się i tym samym Antylopa i Shalimar są wolne.
Trudno się mówi, tak to już bywa. Mam jednak cichą nadzieję, że te dwie prace znajdą nabywców - są bardzo efektowne.

Mam za to doskonałą wiadomość - maluję nowy obraz!

Ponieważ Mucha poszła, a wspólnie doszłyśmy z Mon Credem do wniosku, że Nogi w Chmurach średnio się nadają do aukcji organizowanej z myślą o chorych dzieciach, więc nagle mnie olśniło - jeszcze jeden!

Przez pomyłkę dział rżnięcia dykt sprzedał mi 11 płyt, a nie 10, mam więc miejsce - i - uwaga - zdecydowałam pójść w tematykę zwierzęcą - jerzyki (umownie - jaskółki, ale nie są spokrewnione).
Co roku przylatują w długi weekend - każdego ranka wgapiam się w niebo.
Doskonała ilustracja Eau de Cartier - Essence d'Orange.

Oraz rozjaśniłam sobie włosy od przodu - na rudo i wpadłam na wg mnie genialny pomysł fryzjerski.
Wyobraźcie sobie, Drodzy Czytelnicy, że włosy to kartki książki albo raczej papieru kolorowanego.


I teraz, rozumiecie, nadajemy każdym dwóm "stronom" (czyli warstwom po bokach przedziałka - tylko z wierzchu) pojedynczy kolor. Przewracamy stronę - i kolejny kolor. To jest znacznie łatwiejsze od robienia pasemek.


Tym sposobem, osoba ufarbowana, dzięki zmianie miejsca przedziałka, może być blondyną, rudą, brunetką itd - lub z jednej strony taka, z drugiej inna. I przejść metamorfozę kolorystyczną w czasie krótszym niż przypudrowanie noska.
Zastanawiam się, czy to jest zrozumiałe?
Uważam - genialny pomysł.

Ciekawe, czy podzielę teraz los owych nieszczęśników, którzy całe życie np. pisali traktaty filozoficzne albo rozgryźli egzystencjalną zagadkę, a gdzieś tam, przypadkiem, wynaleźli np. suwak albo wykałaczki i nikt nie pamięta o najważniejszych (z ich punktu widzenia) dziełach.

sobota, 27 kwietnia 2013

Zestawienie obrazów z MC i prywatny ranking

Proszę Państwa,
postanowiłam w jednym miejscu zestawić wszystkie obrazy z Mon Credo, a na końcu podam swoje ulubione.
Zdjęcia prac w kolejności tworzenia.
a więc :
                                                    1. Antylopa - Cuirs Carner Barcelona



          2. Gorączka Sobotniej Nocy (zwana przez Wojtka Wielką Stopą) - Manic Love Neotantric



                                                      3. Drzewo - Scent Costume National


                                               
                                                 4. Kobieta w Kobalcie - Shalimar Guerlain



                                                        5. Kobieta w Złotym Naszyjniku



                                                 6. Kobieta w Płaszczu - Eau de Soir Sisley



                                                         7. Urwisko - Black Jade Lubin



                                          8. Emancypantka - Wood & Absinthe Mark Buxton



                                                        9. Nogi w Niebie Blv II Blvgari



                                                     10. Mucha - Libellule Nobile 1942


Najbardziej lubię Eau de Soir Sisley'a (6) - choć przy nim płakałam, Urwisko (7) i Wielką Stopę (2).
Łzy kapały mi również przy tworzeniu Antylopy (1), Estebana (5).
Strasznie wkurzał mnie Łabędź, za to potem najszybciej się "poprawił" na Muchę (10). Najprzyjemniejsza praca - Urwisko (7) i Drzewo (2), najtrudniejsza - Shalimar (4).
Najwięcej uniesień i skrajnych emocji kosztował Eau de Soir (6).
Teraz inaczej namalowałabym Buxtona (8), Estebana (5) i Blv (9).

Dziś sprzedał się kolejny obraz! Czyli 3 poszły (Drzewo, Esteban i Mucha), 2 zarezerwowane (Antylopa i Shalimar) i jeden na aukcję. I mam nowe zamówienia.

I wreszcie coś, co powinnam zrobić przy pierwszej relacji z wernisażu - wybaczcie opóźnienie.
                                                              PODZIĘKOWANIE
Jestem wdzięczna wszystkim gościom, że zasilili otwarcie wystawy, ale najliczniejszą grupę, która dała mi wielkie wsparcie, byli pasjonaci z forum perfumowego. Nie tylko dlatego, że czuli najlepiej, co maluję, ale w większości są moimi znajomymi i przyjaciółmi. Podczas przemawiania zobaczenie Waszych uśmiechów niesamowicie mi pomogło. Sabbath np.patrzyła tak, jakby mówiła "spox, wszystko będzie ok", wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu.
Prosiłam o pozytywną energię i dostałam jej mnóstwo! Bez Was byłoby mi pewnie nieswojo, a impreza nie byłaby tak barwna i energetyczna.
Spełniajcie swoje marzenia perfumowe, odkrywajcie cudowne zapachy i nie zmieniajcie się!

piątek, 26 kwietnia 2013

Odrobina fotografii z wernisażu w Mon Credo

Po zaciekłej walce, w której zdjęcia z maila nie dały się zamieścić gdziekolwiek w innej wielkości, niż znaczek pocztowy - prezentuję wybraną część.

Na początek - ja


 Ciszę przed wernisażem przerywał tupot małych stóp


Załoga zmobilizowana - pocztówki pod ladą


 I się zaczęło




 Nawet Wojtek się wciągnął i zaciągnął - chyba Czachą (Love Manic Neotanric - Noga na obrazie).


Będzie więcej zdjęć, tak myślę, tylko komputer zadaje mi za wiele pytań po angielsku na dodatek. I po polsku nie znałabym odpowiedzi.

Wiecie, że wciąż się cieszę!
A jeszcze dzisiejszy wywiad, połączony z obchodem "po obrazach", kiedy rozmarzyłam się przy Eau de Soir i rozsnułam historię powstania szyprów, ach.
Dobrze, że moje oprowadzanie odbyło się po nagraniu, bo wprawiłam Panią z PAPu w oszołomienie.
Siebie troszeczkę też.




czwartek, 25 kwietnia 2013

Obrazy - Cennik - Wernisaż - Konkrety

Proszę Państwa, postanowiłam wypowiedzieć się konkretnie.
Wczoraj, przy okazji rozmów w kuluarach, okazało się, że ludzie nie są świadomi ani tego, że obrazy są do kupienia, na dodatek wyobrażają sobie, że ceny opiewają na jakieś niebotyczne kwoty, niedostępne dla zwykłego śmiertelnika.

Wobec tego informuję:
wszystkie obrazy na wystawie w Mon Credo są moją własnością (poza Libellulami, przeznaczonymi na aukcję charytatywną, Kobietą Estebana i Drzewem, już sprzedanymi).

MÓJ CENNIK, wg mnie skromny (szczególnie w porównaniu do galerii sztuki i póki nie jestem sławną malarką)
- duże prace (jak w MC) o wymiarach ok. 100 na 70cm - 1000 - 1200zł (w zależności od tego, czy obraz lubię bardzo, czy tylko trochę)
- małe prace (takie, jak Panienki - 19 na 29 cm, czyli około formatu A4) -180 - 190zł
- odpowiednio średniej wielkości - 300 - 500zł
Przy zakupie więcej, niż jednego obrazu, negocjuję.
Istnieje możliwość rat.

I od razu chciałam się pochwalić, że przemiła Pani X. poprosiła mnie o rezerwację Antylopy i Shalimara (nie wie, czy zdecydować się na oba, czy na jeden).
Oraz mam dwa nowe zlecenia "panienkowe" - klientki wręcz zdziwiły się, że jest tak tanio.

A jutro znów muszę być piękna, bo udzielam wywiadu Pani z Polskiej Agencji Prasowej, co mnie bardzo cieszy.
W najbliższym tygodniu, pomiędzy jedną wróżką Sybillą a drugą, w paśmie śniadaniowym, zaprosiła mnie do udzielenia wywiadu Rodin TV. Tam już występowała Sabbath Sabbath of Senses, co zdecydowanie nobilituje Rodina.

Policzyłam - Perfumy na Sztalugach w Mon Credo są trzynastą indywidualną wystawą.
Jestem przesądna, ale w drugą stronę - 13stka to moja szczęśliwa liczba (sprawdzone).

Mam w planie doprowadzenie do sytuacji, by producenci/twórcy zapachów, które sportretowałam, dowiedzieli się, że do ich konkretnych perfum (szczególnie niszowych) powstały obrazy je ilustrujące. Jakbym była takim np. Markiem Buxtonem, bardzo by mnie to ucieszyło.

Na koniec wyjaśnienie mojej nadzwyczajnej aktywności i niespożytej energii. Nie nieodcięta metka w nowych spodniach - zaistniała wewnętrzna przyczyna.
Odebrałam wyniki badań krwi - dolna granica poziomu TSH (tarczyca) wynosi 0,270 jednostek - a ja mam 0,005 (!), co oznacza kolosalną nadczynność.
Leczenie jest proste i szybkie - a więc, Drodzy Czytelnicy, po wyzdrowieniu mogę mieć 10 razy mniej pomysłów i malować baaardzo wolno.

Idę - może zdążę na zaćmienie księżyca.

środa, 24 kwietnia 2013

Ach wernisaż, ach wernisaż!!!

Powiem - na początek - krótko - było świetnie.
Piszę od razu, żeby przedłużyć jeden z najsympatyczniejszych, a przy tym uroczystych dla mnie wieczorów.

Po raz pierwszy nie miałam kiedy zrobić zdjęć, poza trzema przed zakończeniem - tak byłam zalatana, żeby każdego przywitać, zamienić parę słów

Gości przyszło wielu, w tym, ku mojej wielkiej radości, śmietanka z forum perfumowego (nawet spoza Warszawy - Sabbath, Tezo - dziękuję!), a więc osoby, które potrafią w pełni docenić walory wystawy - czyli połączenia zapachu z obrazem. W kółko latali faceci z aparatami fotograficznymi (z pokerowymi minami - profesjonaliści), wygłosiłam "secik" przed kamerą, na otwarcie przemówienie z mikrofonem, rano kupionym przez Wojtka.


O mało nie powiedziałam gościom, że zapraszam ich do wąchania obrazów i oglądania perfum - ale na szczęście szybko się zreflektowałam. Kolana mi się nie trzęsły, a żeby mieć co zrobić z rękami, w dłoni trzymałam ozdobną torebeczkę - puzderko, strasznie błyszczącą. I pustą - bo ciężko się otwiera.


Ach! Powiem Wam, że wyglądałam doskonale - fryzjer strzelił mi asymetryczną fryzurę, którą kamerzysta niestety kazał mi zaczesać za uszy (niby twarzy nie widać - ale przecież tylko połowy). Srebrny żakiet, spodnie w drobny aztecki szary wzorek na czarnym tle i buty a la Lady Gaga - podwyższające (mam wzrost krasnoludka raczej).

Mon Credo, cały zespół, sprawił się doskonale.
Niezwykle miłe osoby - a uwijały się jak mróweczki.


Muszę - i chcę tutaj również podziękować Pani manager Katarzynie Pospieszyńskiej, która chyba nie mniej serca, niż ja, włożyła w całe przedsięwzięcie.

Kieliszki i poczęstunek ustawiono m.in. na niskim stole ze szklanym, kwadratowym blatem i nie wiem, ilu gości wyszło z siniakami - ale nie ja! Słyszałam tylko syk bólu, wydawany przez kelnera, kiedy walił się kolanem w przezroczysty, ostry róg mebla.

Do końca przygotowań nie wiedziałam, czym pachnieć. Na wszelki wypadek zapowiedziałam Wojtkowi, że mocno i nieprzyjemnie (myślałam o Cuirsie - Antylopie), ale wreszcie wybrałam Scent Intense Costume National (Drzewo).
Gustaw sprawował się wzorowo, witał i żegnał gości, mówiąc "Do widzenia! Ale ja nie lubię Szymona".

Niby wiedziałam, że obrazy są w porządku, ale jednak byłam zaskoczona, jak wiele osób przychodziło do mnie z gratulacjami i pytaniami na temat konkretnych prac.

Teraz - niech się dzieje wola nieba. Zrobiłam, co do mnie należało, najlepiej, jak mogłam. W piątek mam spotkanie z prasą, w przyszłym tygodniu może nagranie dla TV, rozmawiałam z dziennikarzami i wyglądało na to, że pomysł ilustracji malarskich do perfum budzi niekłamane zainteresowanie.
Poza tym bardzo, bardzo mnie cieszy to, że zapowiedziano równie uroczyste, co wernisaż, zakończenie - 16go maja. Połączone z aukcją Muchy.

Szanowni Czytelnicy - zdjęć zrobiono mnóstwo i w najbliższych dniach wejdę w ich posiadanie - zapowiadam więc relację dodatkową, na spokojnie. Ze wszystkimi obrazami zbiorczo.
Przepraszam, że teraz niewiele mam do pokazania, ale znając siebie i to, jak mnie wciąga fotografowanie, odbyłoby się ono kosztem zajmowania się gośćmi.

Mam jednak swoje ulubione zdjęcie - już zbieraliśmy się do wyjścia, szukając wzrokiem Gucia - a On tymczasem zajął kanapę.


Dziękuję wszystkim Wam za wsparcie - chyba musiało na mnie wpłynąć, bo nie czułam tremy, nie denerwowałam się prawie wcale!

Na dodatek, co wydawało mi się dziwne, znalazłam w sobie mnóstwo energii i jakiegoś, ja wiem? ożywienia.
Odkryłam przyczynę (pewnie nie jedyną) - zapomniałam odciąć metkę przy spodniach - i kant tekturki wciąż delikatnie kłuł mnie w zadek.

Och, jak chętnie siadłabym znów do roboty! Mam genialny pomysł do Poison Diora.
Oby była okazja - życzcie mi tego!

PS. Dodatek nadzwyczajny - z ostatniej chwili!
Zdjęcia, na które na razie mogę umieścić - bez osób, ktore trzeba zapytać o pozwolenie na publikację (Murszawko - dziękuję!)







wtorek, 23 kwietnia 2013

Ostatni obraz - były Łabędź

No i stało się.
Namalowałam na Łabędziu ostatni obraz.
Oczywiście do tego samego zapachu - czyli Danza delle Libellule - jedynego "słodziaka", który mnie naprawdę kręci.

Nie powiem, myślałam o tym, żeby nie tylko zostawić muchę, ale i oczy łabędzia.
Ale wyglądały na tle chmur dość upiornie. A jeszcze w kontekście obrazu na aukcję charytatywną zrobiło się groteskowo (choć chichotu nie mogłam powstrzymać)


Mucha najpierw w stanie nieważkości



 A tutaj już twardo trzymająca źdźbło łapą - można nawet powiedzieć - tańcząca na linie


Skoro pokazałam docelową muchę, nie trzymam Państwa dłużej w niepewności i -


Nie powiem, podoba mi się.
Pejzaż jest lekki nie tylko dzięki pastelowym kolorom, ale również ciemnofioletowym, cieniutkim łodyżkom roślinek.




A na koniec jeszcze, tuż przed wydaniem obrazów do perfumerii, przyróżowiłam ciut chmurkę z Black Jade, żeby obraz nie wydawał się posępny.


Ubranko skompletowałam, idę więc zadbać o siebie.
I wcześnie położyć się spać.
I nie myśleć.
Jestem tak zmęczona, że chyba się da.

Pozdrawiam Was - pamiętajcie o mnie jutro w godzinach 19 - 23cia...

niedziela, 21 kwietnia 2013

A co ze mną?

Więc - jak mówiłam, nie chcę wyglądać jak zwykle.
Ponieważ mam skłonności do ubierania się w stylu pomiędzy panią nauczycielką a panią woźną albo wręcz sieroco, postanowiłam poradzić się profesjonalnej stylistki, a przy tym mojej serdecznej znajomej (Kolciu - dziękuję!).
Poszłyśmy razem po zakupy - i najwięcej nauczyłam się, kiedy K. krytykowała moje wybory.
Że za bezpieczne, niewidoczne uPiorki, żadne, krótko mówiąc.

 To mnie rozzuchwaliło - na szczęście ubrania można zwracać, co za komfort!
Oczywiście nie powiem Wam, jak będę wyglądać, ale pokażę spodnie, które wybrałam (już bez stylistki) i z których wreszcie, że smutkiem, zrezygnowałam.




Wojtek, jak mnie zobaczył, nawyzywał od kozidraków...własnych ciotek...
A ja się czułam tak awangardowo!
Jednak potem jakby gorzej.
Utknęłam w latach 80tych chyba.
No nic, górę mam.

Łabędź postępuje, sztalugi wciąż zbieram - ale jedna osoba się wykruszyła, więc na wariata mogę, ale tylko na tydzień, wypożyczyć jakieś z ASP.

Jak już będzie po wszystkim, zrobię tak, jak Oni.


Gucio dziś podsiadł mnie przy komputerze.
Żartem zapytałam :
-A co to za chłopczyk tu siedzi?
-To ja, Gustaw.
-A skąd ja Cię znam?
-Jestem z tego samego mieszkania.

Na koniec wzywam Was, Szanowni Czytelnicy, przesyłajcie dobrą energię - dla całości sprawy.
Przed wernisażem zapowiadam w jednym poście (na więcej nie wystarczy czasu) relację z namalowania ostatniego obrazu. Robię zdjęcia z procesu.

środa, 17 kwietnia 2013

Przerwa - wyjaśnienie

Szanowni Czytelnicy!
Nie przypuszczałam, że organizacyjna strona wystawy tak mnie pochłonie.

Przede wszystkim, musiałam poważnie podejść do swojej osoby i wysmażyć notkę biograficzną.

Wyjaśnić, dlaczego namalowałam tak, a nie inaczej - w odniesieniu do każdego obrazu. Zaczęłam od usprawiedliwienia obecności antylopy w Antylopie i muszę powiedzieć, że nie było to łatwe.
ALE kiedy pomyślę, że moją twórczość mogliby rozbierać na drobne jacyś krytycy, używając durnowatego, niby specjalistycznego, intelektualno - artystycznego "języka" - bełkotu w zdaniach wielokrotnie podrzędnie złożonych (jak to), wolę się pomęczyć i powyjaśniać sama.

Moim zadaniem jest również zorganizować sprawy drukarskie (właścicielem poligraficznego przedsiębiorstwa jest moja pierwsza miłość - dawno już zardzewiała, ale pozostała sympatia i sentyment).

I to, co spędza mi sen z powiek - załatwienie sztalug, gdyż obrazy mają być ustawione na nich.
Wyobraźcie sobie, że wypożyczenie 10ciu sztuk na miesiąc kosztuje 3.600zł!
Można by je kupić - za 540zł - ale potem trzeba by sprzedać, bo po co perfumerii sztalugi (jak ser u fryzjera albo mleko w aptece).

No i wreszcie - jak JA będę wyglądać w tym ważnym momencie?
Być może dojdzie do przemówienia, choć mam nadzieję, że sprowadzę je do odpowiadania na pytania publiczności. Jeśli ktoś z Was będzie na wernisażu (o, jakbym chciała!) to proszę, wykażcie taką inicjatywę.
Pytań się nie boję - żadnych. Potrafię mądrze odpowiedzieć na najgłupsze.
Martwię się, że nadejdzie chwila, kiedy mam coś sama z siebie powiedzieć, zapadnie cisza, a ja będę stała jak byk do dojenia.

Wracając do wyglądu - sprawa nie jest prosta.

Oczywiście, mam dyżurną małą czarną, ale kiedy sobie siebie w niej wyobraziłam, poczułam bolesne ukłucie.

Przecież jestem artystką, czy tego wieczoru znowu mam wyglądać jak wszyscy?
Mam w planie spotkać się ze stylistką, z projektantami - może mi się oczy otworzą i zacznę choć troszeczkę ubierać się JAKOŚ.
Nowocześnie.
Nowocześnie??? Co to znaczy?

A! Nie przemalowałam jeszcze Łabędzia - wiadomość z ostatniej chwili - będzie on obrazem przeznaczonym na aukcję charytatywną dla osób chorych na mukowiscydozę.
W Polsce średnio dożywają 18-20stu lat, na zachodzie - 50ciu.
Więc dobrze, by dzieło emanowało pogodnym nastrojem i optymizmem.
Zachód słońca niewskazany, niestety.
Ale muchę zamierzam zachować.
Bez przesady z tą ostrożnością.

Życzcie mi dużo szczęścia w załatwianiu rzeczy różnych.
Postaram się jak najszybciej zdać relację - z malowania również.
Marzę o tym, żeby spokojnie siąść do pracy nad obrazem.

piątek, 12 kwietnia 2013

Premiera - Nogi w Blv II Bvlgari na wystawę w Mon Credo

Proszę Państwa, oto skończyłam ostatni "obowiązkowy" obraz na wystawę.

Zadzwoniła do mnie Mama.
"Co namalowałaś?"
"Nogi"
"Jak to? Ucięte?"
"Nie, w majtkach i ze spódnicą"
"Justysiu, co Ci przyszło do głowy? I to ma być obraz do zapachu? Czy nogi są w skarpetkach?"
"Mówię Ci, że kiedy je zobaczysz, obraz Ci się spodoba"

Wysłałam mms.

Dzyń dzyń (a właściwie przerażający kawałek w aranżacji jak z muzyki do horroru, śpiewany szatańskim głosem "I want your sex")

"To ja, Mama. Podoba mi się! Ale możesz narazić się na szyderstwa. Te majtki, wiesz. Ale zostaw."

A więc - proszę :


Pęciny zostały zmodyfikowane :


A górę rozwiązałam następująco (a la Merlin Monrołowa, jak mówi Wojtek)


Chciałam, żeby wszystko sprawiało wrażenie lekkości, delikatności. Dlatego sukienka (?) ma dwie warstwy - przezroczystą i w plamki, które jednocześnie dają złudzenie ruchu, dynamiki.


Tło jakby podszyte wiatrem, wygląda, jakby nie malowane akrylami, lecz rysowane pastelą.




Zwiewne, prawda?
Zastanawiałam się, czy nie wprowadzić jakichś rozjaśnień, cieniowań, ale spojrzałam na obraz, nawet dość surowo i zrobił na mnie wrażenie migotliwego, rozświetlonego.
W każdym razie nadaje się.
Na razie wisi nad łóżkiem w dużym pokoju.

Czy to znaczy, że już koniec malowania?
Że teraz będę zajmować się przeistoczeniem w artystki domowej w artystkę wystrzałową? Czyli imageem?
Nie!
Łabędź nade mną wisi - a właściwe stoi na sztalugach, czekając na metamorfozę.



czwartek, 11 kwietnia 2013

Obraz w Blv II - ale nogi!

Tak mi się spodobały nogi, że zapomniałam o tym, że wypadałoby je czymś zasłonić i namalowałam je odkryte aż do majtek/body.


No fajnie, tylko co dalej?
Zostawiać tak nie chciałam.

I wtedy przyszła odpowiedź, że tak powiem, z góry.
Nagle, niespodziewanie zaświeciło słońce i położyło się plamą na mój roboczy stół, przeciskając się przez firankę i narysowało kształt - odpowiedź - co dalej z obrazkiem.



Kresek od żaluzji nie powtórzę, co innego podpowiedziało mi światło.
Więcej nie powiem.
Mam nadzieję, że wszystko wyjaśni się jutro - dziś czas jakoś szybko minął, może dlatego, że ciekawa byłam, jak Gustaw poradzi sobie z zadaniem w przedszkolu.

Wczoraj na pytanie, jak było, odpowiedział, jak zwykle - "bardzo dobrze", a potem dokończył "Ale ja miałem karę".
"Guciu, dlaczego?"
"Bo uderzyłem Szymona w kolano. On dokuczał dzieciom"
"To znaczy co robił?"
"Pokazywał zęby, o tak" - i Gutek wyszczerzył się, jak wtedy, gdy warczy.

Został ukarany - poszedł do kąta, a dziś miał przeprosić Szymona.

Po przedszkolu zapytałam synka, jak Mu poszło.
"Ja przeprosiłem"
"Doskonale! I co Szymon na to?"
"Nic"
"Dlaczego?"
"Bo on ni słyszał"
"A byłeś blisko niego czy może daleko?"
"Blisko, tylko przeprosiłem bardzo cichutko"


PROŚBA
W komentarzu mam sugestię, że nogi są nie do pary. Czy brać się za poprawianie, ktore jest bardzo ryzykowne, czy sobie darować - w końcu babka mogła się łupnąć w kostkę, od czego ta spuchła.
W grę wchodzi tylko pogrubienie chudej nogi - odchudzenie może zniszczyć podłoże i zrobi się plama.
Będę wdzięczna za opinie.

PS. UWAGA! niemożliwe, a jednak prawdziwe - nieco pocieniłam tylną nogę - za pomocą sztuczki z ołówkiem. Jaka szkoda, że swoich nóg nie mogę za Chiny odchudzić.
Ale to już zupełnie inna historia.

środa, 10 kwietnia 2013

I znowu nogi - Blv II Bvlgari

Wczoraj w nocy rozświetlałam obraz - żeby przypominał niebo.


Ale...kiedy się położyłam, tak mi się zrobiło żal, że nie będzie na nim kobiety. To bardzo kobiecy zapach...
Nie spałam do czwartej rano - z powodu gonitwy pomysłów.

Nie wyobrażam sobie, jak przetrwam do wystawy. Znów zaczęły się kłopoty ze snem. Jestem bombardowana myślami, ciągle na coś wpadam.

Zapewne jesteście, Szanowni Czytelnicy, ciekawi, co to za perfumy?
Poznałam go dwa lata temu. Przez długi czas uważałam, że właściwie nie przystoi mi, wielbicielce ciężkich, esencjonalnych woni, pachnieć czymś tak uroczym i zdecydowanie mainstreamowym.


Blv II Bvlgari, bo to o nim mowa, mimo lekkości, zdecydowanie ma charakter. Zawiera w sobie wiele składników, które pozornie do siebie nie pasują - fiołki i labdanum, akcenty powietrzne i lukrecję, która lśni w nim, jak klejnocik. Dzięki temu Blv mieni się kolorami - raz jest ostry, świeży, kiedy indziej pudrowy, słodki, nawet przyprawowy.
Jeden z takich zapachów, w których czuję się młodziej i lżej. I radośniej.

Dlatego chcę, żeby obraz był efektowny.
Nogi mnie skusiły.
Wklejam, ale nie wiem, czy coś widać - proszę wysilić wzrok.


Te nogi nie są chude, jak w większości moich obrazów (może wszystkich?), ale zupełnie normalne. I dobrze.